Planowanie podróży cz. 2 + o cenocie słów kilka

Zapowiedzieliśmy się z kontynuacją tematu o planowaniu podróży (część pierwsza wpisu tutaj), dzisiaj więc skupimy się na sprawie transportu. Mamy już wstępnie zaplanowaną trasę, wybrane miejsca, które chcemy zobaczyć, ale jak na własną rękę ogarnąć transport pomiędzy punktami A i B, skoro nie będzie na nas za każdym razem czekał autokar?

 Przede wszystkim zależy to od tego, jakimi środkami finansowymi oraz jaką ilością czasu dysponujemy. Ważne są też odległości, które zamierzamy pokonywać. Wiadomo, że jadąc tylko na meksykański Jukatan są inne możliwości niż chcąc w dwa tygodnie pokonać dystans od Mexico City do Cancun. Skupmy się zatem na tej bardziej karkołomnej, drugiej opcji.

Wiadomo, że cudów się nie wymyśli – są zasadniczo trzy bazowe środki transportu: autobus, pociąg, samolot. Na Alasce można jeszcze użyć hydroplanu i wylądować na jeziorze Hood, nawet zimą, co pewnie przypadnie do gustu tym, którzy wpadli w nowy trend 'cool is hot'. Niektórzy udowadniają, że wszystko możliwe jest na hulajnodze, rowerze albo dzięki sile własnych nóg, ale aż tak hardkorowych opcji jeszcze nie uskuteczniamy. 
Ale do rzeczy. Świetną bazę informacyjną stanowi witryna wikitravel (to taka podróżnicza wikipedia), która w wielu sytuacjach wskazuje bardzo pożyteczne rady w kontekście dotarcia do danego miejsca. My z reguły zaczynamy od zbadania połączeń lotniczych pomiędzy danymi punktami, bez założenia, że ze wszystkich skorzystamy. Ba, czasem okazuje się, że miasto, do którego się wybieramy, jest mniejsze niż nam się wydawało, więc najczęściej w ogóle nie istnieje w nim lotnisko, albo jest takie przeznaczone jedynie dla ruchu wojskowego. Tym sposobem ustalamy gdzie można dotrzeć drogą powietrzną i sprawdzamy koszty połączeń.

Najlepszą, najbardziej intuicyjną przeglądarką w tym zakresie jest zdecydowanie skyscanner, którą bardzo polecamy do sprawdzenia, jakie są przekrojowe ceny i godziny połączeń. Z pewną rezerwą odnosimy się jednak do pośredników sprzedaży biletów – na wypadek, gdyby, tfu tfu, coś się stało niedobrego w zakresie realizacji przelotu, nie dają pełnych gwarancji co do zapewnienia ‘opieki’. Kupowanie biletów bezpośrednio na stronie przewoźnika jest na pewno dużo bezpieczniejsze, a często wcale nie jest droższe albo jest niewiele droższe niż u pośrednika. Zdarzyło nam się słyszeć o sytuacjach, gdy bilety kupowane u pośrednika ostatecznie okazywały się niezarejestrowane u przewoźnika, a pasażerowie nie zostali wpuszczeni na pokład. Z ostrożności więc wolimy dopłacić, ale kupić bezpośrednio.

Często jednak bywa tak, że przelot okazuje się być wyborem bezsensownym. Albo ze względu na cenę, albo dlatego, że dojazd na lotnisko, odprawa (opóźnienie), przelot sam w sobie oraz transfer do miasta docelowego trwa dłużej niż choćby przejazd pociągiem. My mieliśmy taką sytuację w Meksyku, gdy lecieliśmy z Oaxaca do Tuxtla Gutierrez. Nie dość, że połączenie lotnicze było sporo droższe, to wcale nie zaoszczędziliśmy dzięki niemu czasu właśnie ze względu na opóźnienie. Być może w krajach szeroko rozumianego Zachodu zdarza się to rzadziej, to jednak tam, gdzie są południowcy, bywa różnie.
Skąd więc brać wiedzę na temat połączeń kolejowych czy autobusowych na drugim końcu świata? W tej materii nie istnieje (jeśli się mylimy, prosimy o korektę) międzynarodowa wyszukiwarka warta zaufania, więc cudów nie ma i należy pogooglować temat. Przy odrobinie szczęścia w końcu natkniemy się na link do wyszukiwarki połączeń w danym kraju (odpowiedników np. naszego pkp.pl). Oczywiście, polecamy zwłaszcza anglojęzyczny internet. W przypadku kolei sytuacja jest o tyle łatwa, że właściwie nie istnieją prywatni przewoźnicy, transporty kolejowe są realizowane przez państwowe podmioty, więc cała siatka połączeń ujęta jest praktycznie w jednej witrynie.

Powyższe uwagi odnoszą się również do przejazdów autobsowych, z jednym wyjątkiem. Na całym świecie przejazdy te realizowane są przez prywatnych przewoźników, więc trzeba głębiej poszperać, aby je znaleźć. Sytuacje są różne – np. w Meksyku jest jeden główny przewoźnik (ADO), który ma swoje odnogi w postaci OCC, AU et consortes. Stąd, praktycznie całą gamę połączeń można znaleźć na stronie www.ado.com.mx i nie wymaga to specjalnej fatygi. Ale na przykład w Kolumbii nie ma żadnego dominującego przewoźnika i trzeba drążyć głębiej, choćby ponownie przy pomocy tripadvisora bądź wikitravel.

Często również i przewodniki lonely planet robią robotę w tym temacie, ale trzeba uważać, bo zdarza się, że posiłkują się starymi rozkładami jazdy, nawet w najnowszych wydaniach. W naszym przypadku wielokrotnie okazało się, że to połączenia autobusowe są najlepsze. Po pierwsze jest ich dużo, po drugie dworce autobusowe, w przeciwieństwie do lotnisk, znajdują się w centrach miast, dzięki czemu bardzo łatwo do nich dotrzeć. Mając na uwadze opóźnienia lotów, czas trwania przejazdów lądowych okazuje się być niewiele dłuższy niż przelotów. Jednocześnie z naszych obserwacji wynika, że przejazdy autobusowe są realizowane nowoczesnymi autokarami, posiadającymi klimatyzację, toaletę, telewizory itd. 

Ale wiecie, nic nigdy nie jest tak piękne jakby się mogło wydawać, bo ostatnio usłyszeliśmy apel o pilne oddawanie krwi. Jako że jedno z nas jest uniwersalnym dawcą i może uratować życie każdemu, kto tylko ma grupę Rh+, zgłosiliśmy się. Byliśmy na tyle zdeterminowani, że nawet panika ładniejszej części Podróżowskich przed igłą nie była w stanie nas powstrzymać. Zdyskwalifikowało nas to, że trasę pomiędzy Mexico City a Jukatanem pokonaliśmy w większości drogą lądową. Jest to strefa malaryczna, więc na rok czasu jesteśmy wykluczeni z możliwości zostania krwiodawcami. Gdybyśmy przelecieli z Mexico City na Jukatan samolotem, wtedy wszystko byłoby okej, bo Jukatan już strefą malaryczną nie jest. My nie mieliśmy o tym pojęcia.

Kolejną sprawą jest to, że jazda autobusem wiąże się z pewnymi ryzykami. Przykładowo na jednym z naszych dłuższych przejazdów do Palenque w Meksyku jechaliśmy przez jeden z najbardziej niebezpiecznych stanów - Tabasco. Dzięki lonelyplanet dowiedzieliśmy się (co prawda już siedząc w autobusie), że na tej trasie zdarzają się napady rabunkowe na autokary, a my wszystkie wartościowe rzeczy mieliśmy przy sobie. Na szczęście szczęśliwie dojechaliśmy na miejsce, ale lekki stres towarzyszył nam przez całą trasę, a myśli krążyły wokół tego gdzie upchniemy pieniądze, gdy wpadną rabusie (Marta nawet wpadła na pewien pomysł, if you know what we mean). Z drugiej strony mieliśmy też jeden przejazd nocny i też kompletnie nic się nie wydarzyło, a my przespaliśmy jak dzieci całe 8h, mając po dwa miejsca na osobę do wykorzystania.

W ostateczności na krótszych dystansach korzystamy z taksówek, chociaż zdarzyło nam się, że taszczyliśmy ogromne walizy, a wszystkie mijające nas taksówki były pozajmowane i w pewnym momencie po prostu zdecydowaliśmy, że pokonamy trasę do hostelu na piechotę. Na szczęście trasa nie była daleka, ale przez częste opady deszczu w regionie krawężniki były bardzo wysokie, więc ostatecznie wybór ten nie okazał się zbyt dobry. Wszystkiego nie da się przewidzieć. Na Kubie za to chętnie korzystaliśmy z taxi colectivo, o których pisaliśmy tutaj.

W każdym razie z odrobiną rezonu i głową na karku można poradzić sobie w każdej sytuacji. Ten etap planowania podróży trwa stosunkowo długo. Trzeba spokojnie przemyśleć wszystkie opcje, kilka razy upewnić się, czy połączenie, którym chcemy jechać, na pewno istnieje, a w razie wyboru autobusu te najbardziej wartościowe przedmioty schować w walizce, która oczywiście powinna być zamknięta na kłódkę lub zaszyfrowana. W dzisiejszych czasach jednak dzięki internetowi da się dotrzeć do każdej informacji, jedyne czego potrzeba to czasu, z którym właśnie najczęściej jest ciężko.

Przy okazji, gdybyście byli akurat na Jukatanie i planowali odwiedzić Chichen Itzę, polecamy Wam wizytę w pobliskiej cenocie Ik Kil. Z Chichen Itzy można dojechać do cenoty taksówką, nawet z opcją, że poczeka ona na Was, gdy będziecie na miejscu. Cenowo jest to bardzo opłacalne, szczególnie jeśli potarguje się z kierowcą. Najlepszą opcją jest wybranie się najpierw do cenoty, a później do piramid. Dzięki temu wykąpiecie się w świętym źródle bez tłumów, które przyjeżdżają tam po wizycie w Chichen. 

Cenot na Jukatanie jest (podobno) około 6000. Są to studnie krasowe, powstałe najprawdopodobniej w wyniku uderzenia meteorytu, stąd mają nawet kilkadziesiąt metrów głębokości. Przez Majów uważane były za święte. Jedynym minusem tego miejsca jest to, że ma ono komercyjny charakter i wygląda trochę jak basen. Na górze są przebieralnie, natryski, a na dół schodzi się wykutymi w skale schodami, pilnowanymi przez dwóch pracowników obiektu. Na dole jest jednak bardziej urokliwie i naturalnie. Woda ma 60 m głębokości, ale dla tych mniej odważnych przeciągnięte są przez środek linki asekuracyjne.
Zobaczcie na filmiku jak wyglądało to na żywo!

Komentarze

Popularne posty